Cancun. Tutaj wszystko się zaczyna. To tutaj lądują samoloty pełne turystów i ich tłuściutkich portfeli, głównie z Ameryki Północnej i Europy. Cancun jest wizytówką pięknego karaibskiego wybrzeża, które zostało odkryte w latach siedemdziesiątych XX wieku i zabudowane na rozkaz meksykańskiego prezydenta. Jak widać na zdjęciu obok, zabudowa jest iście komunistyczna.
Obecnie jest to kurort znany na skalę światową. Sławą dorównuje Acapulco, jednak przebija je rajskimi plażami i cudnymi rafami koralowymi. I pomyśleć, że jeszcze 50 lat temu były to dzikie plaże i palmowe dżungle z iguanami…
Miasto dzieli się na 5 stref: 4 zamieszkałe oraz 5., tak zwana Zona Hotelera, która składa się wyłącznie z hoteli, sklepów i dyskotek. Aby mieszkaniec Cancun mógł dostać się na skrawek publicznej plaży, musi z centrum przeciskać się przez godzinę miejskim autobusem, mijając Strefę Hotelową po lewej stronie, a piękną lagunę (pełną krokodyli) po prawej. Jednak warto, bo widok jest niesamowity. Morze mieni się w kilku odcieniach błękitu, niebo ma jeszcze inny ton niebieskiego, a piasek jest bielutki i drobniutki jak mąka.
Przejeżdżając przez Zona Hotelera możemy zobaczyć ekskluzywne hotele – budynki o najróżniejszych (i… najśmieszniejszych) kształtach: prostopadłościany, trapezy, owale, piramidy. Ciekawskim polecam prześledzenie trasy w Google Earth 🙂 W jednym z nich miałam okazję gościć – choć z zewnątrz był to bardzo brzydki dziwoląg, to pokoje były bardzo ładne i nowoczesne, a kabina prysznicowa wyglądała jak statek kosmiczny i nie wiedziałam, co nacisnąć, żeby poleciała woda. Nawet wanna z jacuzzi była na balkonie… Poniżej widoki na lagunę i ocean – prosto z Hotelu Great Parnassus Resort & Spa:
W Cancun reklama jest dosłownie wszędzie. Zwłaszcza reklama Coco Bongo. Na ulicach ludzie przebrani za bohatera komedii Maska, na plaży samoloty z transparentami, nie wspominając już o tym, co się dzieje na wszystkich portalach podróżniczych… Czym jest właściwie owo Coco Bongo? Jest to klub, najbardziej znany na całym wybrzeżu. Wejście kosztuje aktualnie około 300 PLN, a w cenie disco, show i open bar. Któż by się nie skusił? No… ja. Nie byłam, przyznaję się bez bicia. Więc wypowiedzieć się nie mogę. Dla zainteresowanych – miniwersja Coco Bongo znajduje się również w Playa del Carmen.
Mogę się za to wypowiedzieć o Polskim Konsulacie w Cancun, który oczywiście nigdzie nie zgłosił (pomimo mojej wizyty i nalegań) kradzieży moich dokumentów. Budynek cacy, można się poczuć jak w Ameryce, a dokładniej w Nowym Jorku, ale nie wybierajcie się tam bez tłumacza. Nie mówią po polsku. Po co, w końcu to polski konsulat… tyle, że w Meksyku 😉
A co można zwiedzać w Cancun? Warto przejechać się wzdłuż Zona Hotelera i zobaczyć plażę (a raczej morze). Zaraz przy plaży publicznej jest Museo Maya z naczyniami i biżuterią Majów – fajne, sporo zbiorów. Po przeciwnej stronie ulicy jest mała Zona Arqueológica El Rey. I mnóstwo iguan. I w zasadzie to tyle.
Najfajniejsze w Cancun są wycieczki. Najlepiej brać bezpośrednio z lokalnych agencji – zaraz naprzeciwko dworca ADO lub podjechać do portu. Punktem obowiązkowym jest wycieczka na Isla Mujeres, piękną wysepkę, otoczoną licznymi rafami koralowymi. Snorkeling obowiązkowo! A kto nie boi się nurkowania z butlą to uwaga…w Cancun jest jedyne na świecie PODWODNE MUZEUM!!! Bomba! Tylko koniecznie zakupcie wodoszczelny aparat (w supermarketach są dostępne wodoszczelne cyfrówki w całkiem przyzwoitych cenach – jakości nie sprawdzałam).
Jeśli wybieracie się do Cancun na wakacje low-cost, albo będziecie tam tylko przejazdem, to polecam zatrzymać się w Mundo Joven Hostel. Znajduje się on 200m od głównego dworca autokarowego ADO, więc nawet z lotniska traficie tam bez problemu. Hostel, jak na lokalizację i warunki, jest nieprawdopodobnie tani: nocleg w 14-osobowym pokoju to zaledwie równowartość 10 EUR! Czysto, schludnie, klima lub wiatraki, nawet w 14-osobowym pokoju w nocy panuje cisza; w cenę wliczone jest śniadanie – szwedzki stół na dachu hostelu, gdzie znajdują się również hamaki, prysznic, komputery z internetem, no i oczywiście wi-fi. Ponadto, hostel jest centrum imprezowym – co wieczór na dachu organizują własne eventy, ale też doradzą, gdzie i kiedy iść na dobrą imprezę. Aż żałowałam, że nie mogłam tam zamieszkać…
Riviera Maya – ciąg dalszy
A teraz coś dla prawdziwych koneserów. Czołowa imprezownia na Jukatanie! Playa del Carmen, czyli taki nasz Kraków 😉 Mieścinka typowo turystyczna, pełna małych, przytulnych (ale też luksusowych) hoteli i hosteli. Karaibski klimat nigdzie indziej nie dorównuje tej miejscowości! Świetne połączenie z Cancun (60km)- tylko godzinę autobusem lub colectivo.
Playa del Carmen posiada równoległe ulice, logicznie numerowanie, więc nie da się zgubić. Całe życie kręci się wokół Quinta Avenida, bo to na tej ulicy znajdują się wszystkie sklepy z pamiątkami, restauracje i klimatyczne kluby oraz dyskoteki (jedna ma nawet dostępne łóżka na plaży!).
Więcej o Playa del Carmen, mapę i wskazówki co do poruszania się znajdziecie w kolejnym wpisie. A jak to wygląda w realu:
Dla każdego znajdzie się tutaj coś miłego. W zasięgu ręki mamy mniej zaludnione plaże czy hotele nad samym morzem. Szczególnie polecam Hotel Fusion, którego restauracja wychodzi na plażę. Wieczorem organizują tutaj różne atrakcje: koncert zespołu rockowego, show belly dance lub taniec z ogniem, a w dzień pyszne jedzonko i drinki z wi-fi gratis. A wszystko to w odległości zaledwie kilku metrów od morza…
Akumal, Akumal! To miejsce rozpowszechnione jedynie wśród miejscowej ludności. W Playa del Carmen wsiadamy w colectivo i po 40 minutach jesteśmy na miejscu. Tylko tutaj można za darmo (serio!) popływać sobie razem z żyjącymi na wolności żółwiami! I naprawdę trudno ich nie spotkać…
Przemieszczając się wzdłuż wybrzeża niejednokrotnie trafimy na Cenotes. Są to przepiękne jaskinie zalane wodą. Naprawdę, warto poświęcić chociaż jeden dzień na taką wycieczkę i orzeźwić się nurkując w tajemniczej otchłani jaskini.
Ostatnim naszym przystankiem jest Tulum. To najbardziej wysunięte na wschód ruiny świątyń Majów. Pomiędzy kamiennymi piramidami przechadzają się majestatycznie iguany, są ich tutaj setki. Po obejrzeniu zabytków schodzimy na wąską plażę, gdzie morze magicznie mieni się bielą, turkusem i różnymi odcieniami niebieskiego.